piątek, 21 marca 2014

Marzec - świetny początek, smutny koniec...

Początek miesiąca zapowiadał się naprawdę obiecująco :) Chilli zaczęła grzecznie pokazywać zęby, mieliśmy jechać na wystawę w Katowicach. Nawet upolowała bażanta! To jej pierwsza ofiara - nie licząc motylków...







Niestety nagle zaczęła chorować. Miała krwawienia wewnętrzne. Od poniedziałku codziennie byliśmy u weterynarza - Chilli była oglądana, miała wykonywane badania krwi (wyniki w normie) i dostawała leki na krzepliwość. W środę miała wykonaną endoskopię ale wynik był "bez zmian". Pomimo leków jej stan się pogarszał. W nocy ze środy na czwartek pojechaliśmy do weterynarza bo jej stan się nadal pogarszał. Dostała dodatkowe leki i wróciliśmy do domu. O 1 w nocy nie była w stanie już stać - tylko leżała. Od 4 rano zaczęła wyć z bólu :(  po 5 rano w czwartek (20.03) pojechaliśmy do weterynarza. Po przyjechaniu na miejsce była już nieprzytomna lecz mimo to dalej ją bolało (skuczała). W wyniku konsultacji z lekarzem  wyraziliśmy zgodę na eutanazję. Tuż po godzinie 7 rano została uśpiona...

Weterynarze nie mogli znaleźć przyczyny choroby - istnieje możliwość, że przyczyną jej choroby było zjedzenie trutki na szczury (?) w czasie spaceru po polach lub lesie...

W każdym razie, bez żadnych wątpliwości była to najbardziej klawa suka pod słońcem! :) Była mistrzem długiego gluta, puszczała najbardziej śmierdzące bąki na świecie i umiała otworzyć każde drzwi w całym domu! Można było jej bezkarnie wsadzić palec do oka lub nosa, przytulić się, pójść na spacer, ogrzać o nią stopy, nie trzeba było sprzątać resztek jedzenia z podłogi ;) i w ogóle była IDEALNA i NAJKOCHAŃSZA!
Umiała też po mistrzowsku ignorować i pokazać, że ma się wszystko w nosie :)

A to nasze 10 miesięcy z Chilluchą w skrócie





















































Dzięki Chilluszko :*